piątek, 10 sierpnia 2012

O materialiźmie

Wzięło mnie na filozofowanie. Jak kogoś kłuje czytanie pseudo tekstów o  rzeczach nieistotnych i pewnie nietrafnych bo wiadomo każdy ma tam swoje interpretacje to uwaga! Ewakuacja. Choć nieistotne to też niekoniecznie bo materializm siedzi w każdym i każdemu psuje życie choć czasem o tym nie wie. Mnie zaczęło to kopać po wiadomym filmie.


Fight Club to film genialny. Koniec kropka. Kto tak nie uważa widział film o kilka razy za mało. Co najmniej raz bo to niemożliwe, żeby przy takim natłoku fantastycznych metafor, genialnych zdań odwołujących się do naszych smutnych żyć i powykręcanej fabule nie znaleźć czegoś dla siebie. 

Tyler Durden: "Dopiero gdy stracimy wszystko, stajemy się zdolni do wszystkiego."

Zdanie klucz. Wolność słowa, wolność w kraju. Mogę robić co chcę i gdzie chcę. Jako istota ludzka mam nieograniczone możliwości rozwoju i zaspokajania się. 

No to weź wyjdź teraz z chałupy, przejdź się do najbliższego publicznego budynku, wyważ drzwi z buta, użyj łokcia by dla przyjemności sobie wybić okno, zapal papierosa, daj sobie w żyłę i czekaj. Zaraz zobaczysz jak bardzo jesteś wolny. 

Albo weź się nagle skocz do Australii, po prostu, zostaw wszystko i idź. Teraz widać jak bardzo jesteś słaby, ogranicza Cię nie tylko ciało, ale setki przepisów, tysiące zobowiązań wobec bliskich, wobec narodu, wobec kultury innych ludzi. Po prostu nie ma czegoś takiego jak totalna wolność, ale cieszymy się oczywiście z jako takiej bo do Korei Północnej też nam się nie spieszy. 

No i właśnie: teraz nam ciężko bo siedzimy sobie na wygodnickim siedzeniu z opłaconym komputerem i akurat coś tam jemy krusząc, nie przejmujemy się, posprzątamy potem i uporządkujemy nasze uporządkowane i ułożone w każdym względzie życie. Ale odwróćmy to. Wyobraźmy sobie, że siedzimy w pustym pokoju i wpatrujemy się w ścianę nic nie robiąc. Nie mamy pieniędzy, nie mamy roboty i ogarnia nas nuda i strach przed przyszłością. Czy wtedy nie uderzymy w tą ograniczającą nas ścianę i polecimy gdzie nam się podoba? Czy nie zaryzykujemy i nie podążymy za jakimś marzeniem o którym myśleliśmy kiedyś tylko dla uspokojenia się i rozrywki?


Tak na serio wszystkie te śmieci wokół to takie małe więzienie, które nas ogranicza. Gdyby ich nie byłoby mógłbyś więcej, ale i tak będziemy się oszukiwać, że tak jest lepiej. No bo w końcu nie chcemy się bać o przyszłość. Ale czy strach to nie słabość? Wracamy do przytoczonego zdania. Kim bylibyśmy bez tego wszystkiego? 'I like myself' (fotka) - czy lubilibyśmy się bardziej? Czy w ogóle się lubimy?

Kilka pytań na pół nocki, a to raptem jedno zdanie z filmu. Temu tak bardzo go kocham, żaden aż tak bardzo nie zmienił mojego myślenia o życiu i moich poglądów. Dzięki niemu gdy komórka w dzień po obejrzeniu mi padła nie płakałem o to pół dnia tylko wrzuciłem ją z małą satysfakcją do ogniska na następny dzień z lekkim uśmieszkiem. Pomyślałem: 'no jestem trochę bardziej wolny'. Pseudofilozofia? A może jednak coś w tym jest? Nie musiałem się zadręczać następnego dnia czy jeszcze działa. Po prostu nie działa, problem z głowy. Co z tego, że są następne? Nie zginął Ci bliski, żeby nie dało się tego rozwiązać. Kilka dni później dostałem nową na urodziny. Nie było tak źle. Podsumowaniem:

''Odnalazłem wolność. Utrata nadziei wyzwoliła mnie.'' 




"Samodoskonalenie się to masturbacja"

O materialiźmie też trochę inaczej bo generalnie wydaje mi się, że w społeczeństwie użycie tego słowa ewidentnie kuleje. No bo jakie jest typowe jego wyobrażenie? 'Oczywiście MNIE problem nie dotyczy, materialista to gościu co ma miliony na koncie i kupuje se drogie łódki, a ja robię wszystko by nie być uzależnionym od kasy.' Bla bla bla. Stek bzdur. Konto na fejsbuku, mięśnie łydek i białe ząbki to rzeczy na których Ci zależy, a w życiu do szczęścia konieczne Ci potrzebne nie są. Wniosek? Jesteś jebanym materialistą, wbij sobie do głowy, jak każdy, nie ma co płakać. Będzie dobrze.

Takie czepialstwo na siłę trochę, ale jednak według mojego wyobrażenia (a jakże, wyobrażenia filmu) materializm to nie tylko głupie posiadanie auta bo 'bez niego będziemy gorszymi ludźmi.' To ten głupi nawyk samodoskonalenia się i potrzeba ulepszania się też jak najbardziej pod materializm podchodzi. Nie chodzi mi tu o ludzi, którym przykładowo bieganie sprawia przyjemność i temu mają te mięśnie brzucha na wierzchu. Tu pochwalamy i każemy się tym cieszyć dalej. Ale już człowiek, którego to męczy i robi to tylko by zrzucić z siebie jakąś społeczną presję to już podchodzi pod bezsensowną walkę ze sobą i próbę posiadania czegoś, czyt. materializm.



''Oto twoje życie mijające z każdą minutą.''

No i pytanie co ja ze sobą zrobiłem? W pogoni za bezsensowną kasą, próbą kontrolowania maksymalnie swojego życia i niby-ułatwianiem go sobie wybrałem się na 5 lat studiów po których będę narzekał tak samo jak bez nich. Niby tu są teorie, a tam jest prawdziwe życie, ale widać ewidentne zaślepienie gdzieś. Teraz czy jestem na tyle wolny by rzucić to w diabły i po prostu cieszyć się chwilą obecną? A ograniczenie w postaci ambicji rodziców, presja jakichś śmiesznych ambicji, perspektywa w teorii łatwiejszej pracy? I tak nigdy nie będę dowartościowany (taki człowiek po prostu), a stres i cała ta fałszywa otoczka też kłuje. No i teraz mam wybór zaryzykować.

"Naszą wielką depresją jest życie. "

"Stajemy się własnością rzeczy, które posiadamy."

A całe to pisanie teraz zamiast cieszenie się życiem? Też głupie. Ale ja to lubię, czuję się wtedy lepszy. Proszę się o mnie nie martwić. I kocham kolejny raz odkrywać Fight Club na nowo, każde jego zdanie, które odnosi się do mojego życia. Lubię myśleć w taki sposób. Czyż to nie jest wkręcające? A może przez to moje życie na co dzień jest gorsze?

Jedna wielka filozoficzna pułapka <3

Chciałbym wybić jakieś okno, nie mogę. Kurwa.

Kilka ukochanych zdań z filmu:

"Wyprzedzają cię inne samochody. Widzisz ich kupry. Kierowcy pokazują ci środkowy palec. Ludzie, których pierwszy raz widzisz na oczy, zioną do ciebie nienawiścią. Nic sobie z tego nie robisz."

"najpierw sie poddaj, uświadom sobie bez lęku że pewnego dnia umrzesz"

''Gratuluję. Jesteś o krok bliżej do dna.'' 

"Chodzisz do pracy której nie lubisz żeby kupować rzeczy których nie potrzebujesz"

"Kiedyś byłem naprawdę miły facetem".

no i oczywiście:

"Pierwsza zasada podziemgo kręgu - Nie rozmawiać o podziemnym kręgu.
Druga zasada - Nie rozmawiać o podziemnym kręgu..."


No i miliony więcej, do filmu marsz. 



2 komentarze:

  1. Trochę wstyd mi się do tego przyznać, ale nie widziałam „Fight Clubu” (film jest na mojej dłuuugiej liście rzeczy, które muszę w końcu kiedyś obejrzeć, ale jakoś nigdy nie mam na to dość czasu lub też brak mi odpowiedniego nastroju). Ale bardzo podobne przemyślenia naszły mnie po zobaczeniu „Into the Wild” (jeśli nie widziałeś, to obejrzyj koniecznie, polecam!)

    No i kurcze, z jednej strony zgadzam się, masz racje. Żyjemy swoimi wygodnymi życiami, których tak naprawdę wcale nie lubimy. I chcielibyśmy rzucić to wszystko w diabły, ale nie możemy. A nasza frustracja z każdym dniem rośnie.

    Wiem, bo sama odczuwam coś takiego codziennie. A przecież nie minął nawet rok, odkąd wkroczyłam w prawdziwą „dorosłość”, ze stałą pracą i życiem na własny rachunek. Mimo to ja już pragnę tylko i wyłącznie wsiąść do pociągu byle jakiego i uciec na jakieś bezludzie, na którym nikt mnie nie znajdzie. A co będzie jak przepracuję kilka lub kilkanaście lat?

    Tylko że... no właśnie. Jakoś nigdy nie miałam problemu z tym czystym, rzeczowym materializmem. Mogę żyć bez komórki, internetu i bez komputera. Serio.
    Ale jest jedna sprawa, o której ty tylko napomknąłeś, a która moim zdaniem ma zasadnicze znaczenie.

    Chodzi mianowicie o to, że nasze życie tak naprawdę nie należy do nas samych, ale do naszej rodziny, przyjaciół - wszystkich, którym na naszym życiu zależy i którzy zapłakaliby na naszym pogrzebie, gdybyśmy przedwcześnie zeszli z tego świata.

    To jeden z głównych powodów, dla których nie lubię palaczy. Dranie myślą, że to ich życie, że mają prawo sami o nim decydować i niszczyć swoje zdrowie. Za przeproszeniem - gówno prawda! Bo gdy w końcu zachorują, a potem umrą, to im samym będzie już wszystko jedno. Ale ich bliscy będą mieli spory problem, złamane serca i oczy napuchnięte od łez.

    Kurcze, zrobił się z tego strasznie długi i chyba dość ponury komentarz, za co bardzo przepraszam, nie chciałam by tak wyszło. W związku z tym jeszcze tylko jedno, podsumowujące zdanie na koniec.

    Owszem, człowiek ma prawo do wolności i powinien do niej dążyć - ale tylko i wyłącznie w taki sposób, który po drodze nie zrani innych ludzi.

    Pozdrawiam,
    Hołka - grafomanka

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Fight Club obowiązkowo.

    Into the Wild widziałem i to naprawdę wspaniała rzecz, o oderwaniu się od rzeczywistość. Chciałoby się samemu tak uciec w nieznane, ale strach niestety nas 'więzi' na dobre. Generalnie wnioski są bardzo podobne do tych z Fight Club'a choć ten, którego nie widziałaś jeszcze odnosi się do rzeczy, które nas omijają przy okazji.

    Co do ludzi, którzy nas otaczają - ciężko uznać ich za materializm. Miłość to jednak najważniejsza rzecz i raczej bezdyskusyjna, niby nas ogranicza, ale w pozytywny sposób. Choć znajdziemy pewnie ludzi, którzy by się z tym kłócili :) I Twoje zdanie podsumowujące jest świetnym dopełnieniem wszystkiego.

    A palenie jest wstrętne, a wcale nie tak nieosiągalne w rzuceniu.

    OdpowiedzUsuń