czwartek, 16 sierpnia 2012

Przereklamowane...

Dobra dość pierdolenia o niczym, czas na konkrety.

Top 10 najbardziej przereklamowanych filmów (serii) ever.


1. Titanic - no wiadomo: film wszech czasów, największa miłość jaka stąpała po tej ziemi, najpiękniejszy wyciskacz łez w całej historii kinematografii. Czy czasem tu kogoś nie oszukano? Jasne, mając 10 latek gdy byłem wychowywany na smerfach, a jedyne co się wtedy podziwiało był Kevin Sam w Domu to robiło wrażenie. Wybuchy, piękne pocałunki, goła Winslet i piękny rzut wisiorkiem po którym się płakało cały tydzień tylko temu, że po wodzie pływa jakaś deska. Ale teraz? Czy serio człowiek, który widział masę filmów, tysiące podobnych historii, przeszedł tą samą drogę od zera do bohatera tym razem wzrusza się trzy razy bardziej tylko temu, że muzyka głośniejsza i smutniejsza, a sceneria taka piękna? Generalnie Cameron to największy oszust we współczesnym kinie, sprzedaje ludziom bez przerwy to samo sam zbierając za to najwięcej kasy. Patos, absolutnie nierealne postaci (no bo można być tylko bardzo dobrym albo złym no nie? Postać Cala to już w ogóle bardzo śmieszna sprawa), kiczowatość, nadużywanie dramatyzmu, sceny 'na granicy' i generalnie absolutny debilizm czasami całej historii. Good job, James!

Tak w ogóle jest jedna absolutnie zajebista scena w filmie, a tak rzadko wymieniana: scena z orkiestrą, która zostaje do końca przedstawienia. Wreszcie coś do przemyśleń. Bo największe piękno jest ukryte, czyż nie? 

Nie uważam też filmu za totalne dno, bo warto mu poświęcić te dwie godzinki. Trochę tylko mi szkoda ludzi, którzy nabrali się na tanie amerykańskie sztuczki. No i 8 oscarów? Noł łej!



2. Avatar - ostatnio wyprzedził bodaj Titanica jeśli chodzi o największe zyski w historii kina. Czyż Cameron nie jest geniuszem w wyciąganiu kasy od kinomanów? Zarobił też na mnie, ale ja nie wierzyłem jemu tylko ludziom, którzy mi to polecali, a było tego w cholerę. Jak zrobić przebój kinowy?

Weź jakiś film animowany o którym już nikt nie pamięta (np. Pocahontas) -> gadaj przez rok, że w filmie będą najlepsze efekty 3D jakich jeszcze nie było* -> dołóż trochę Titanica, szczypta ufoludków i złych ludzi jakimi nie chcielibyśmy być bo przecież my tacy nie jesteśmy -> walnij to oczywiście w trójwymiarze, nie dość, że przyciąga ludzi to zyski większe. 

*Film jest arcydziełem tylko w jednym wypadku: absolutnie genialnie wykreowany świat i wspaniałe nowości jeśli chodzi o grafikę trójwymiarową (tak jak nie jestem fanem tak tutaj to była totalna rozkosz). Widać, że graficy Camerona serio się narobili i włożyli w to dużo serducha i sztuki. Szkoda, że nam zostało płakać za drzewem pod którym kochały się dwa ufoludki. Przecież to takie szczere i prawdziwe ;(



3. seria Szybcy i Wściekli - auta (ładne), cycki (ładne), mięśniaki za kierownicą (nie mnie oceniać), laski (ładne), auta, cycki, jazdy pod ciężarówkami, nad mostami, przed mostami, efektowne wywrotki, cycki, alkohol, imprezy, mięśniaki. Są plotki, że w międzyczasie jest w tym jakaś historia tyle, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Czy na to samo by nie wyszło gdyby sobie tak odpalić jakieś filmiki na youtubie z wyścigami, pooglądać parę fotek ładnych osób w internecie, a potem po prostu zapuścić sobie dla odmiany dobry film?



4. seria American Pie - a tu już duży sentyment, naprawdę bardzo lubiłem trzy pierwsze filmy z serii i ten z tamtego roku. Z tym, że jest już z lekka dobijające, że jedyny film, który zna przeciętny człowiek w moim wieku to właśnie ten z ciastkiem. I znowu bez przesady, że jakiś geniusz się za tym kryje. Po prostu idealny film do piwka, pośmiać się ze znajomymi i dopisać sobie kilka tekstów do wykorzystania w świecie gdzie każdy lubi sobie z kogoś porobić jaja. Z tym, że po prostu za daleko to zaszło. A czy jest to aż tak kontrowersyjne draństwo? Patrząc na to co dzieje się na standardowej polskiej imprezie to nie takie rzeczy się już działy. Już taki Supersamiec choćby (film w tym gatunku ['imprezowo-młodzieżowy?'] znacznie lepszy) jest dużo bardziej chamski i prostacki. A przecież to lubimy też w filmach nie? 



5. Pamiętnik - pamiętam odpaliłem kiedyś dla rozrywki film, który musiał się udać: para Gosling - McAdams, czyli piękni, fajni i utalentowani, za kamerą utalentowany ponoć Cassavetes, a film plasował się gdzieś na 26. miejscu w rankingu filmweba, czyli pewnie będzie zajebiście. Nosz kurde, bardzo naciągane to wszystko było i szkoda, że nie utrzymano poziomu początku. A końcówka to już w ogóle śmiech na sali i obraza uczuć w miarę inteligentnego człowieka. Generalnie jak zawsze, jak Polacy oceniają filmy to trochę ciężko ogarnąć rzeczywistość (bo na zachodzie film praktycznie przeszedł bez echa).



6. Vertigo - dość pierdół, bierzemy się za poważne i ponadczasowe kino. Alfred Hitchcock był geniuszem. Kropka. Z tym, że z przerażeniem odkryłem, że tró-fani tak zwani zaczęli nazywać jego najlepszym filmem właśnie to. I tu się zastanawiam dlaczego? Niedopracowany scenariusz (kukła? serio?), masa niepotrzebnych scen, dość komiczne epizody i generalnie naciągana idea, że to przecież było dwuznaczne. Z tym, że Alfred akurat to mistrz historii, a nie opisywania 'co i dlaczego?' we wszechświecie. Czy fani serio chcą mu dopisać jakieś niepotrzebne cechy? Przecież wiemy, że to mistrz w swoim gatunku. Po prostu uznajmy, że Psychoza czy Rebeka były lepsze, no trudno.



7. seria Step Up - motyw nielegalnych tańców w którejś tam części to jedna ze śmieszniejszych rzeczy w całej historii kina. Bardzo doceniam choreografię i umiejętności tancerzy, godne podziwu i jeśli ktoś ogląda to tylko dlatego, że jego pasją jest taniec to tylko przyklasnąć. Z tym, że dalej nie wiem czy nie lepiej odpalić jakieś popisy 'live' gdzieś w internecie? Bo oprócz tego w filmie praktycznie nic nie ma, nie ma się co oszukiwać. Chyba, że ostatnie z serii jakoś poszły w górę poziomem. 



8. Ojciec Chrzestny III - jedno z największych rozczarowań w całym moim życiu. No bo jak po dwóch tak genialnych filmach jak dwie pierwsze części Coppola mógł zrobić coś tak bez polotu? Jeszcze z jedną najgorszych ról w historii kina, czyli swoją córką Sofią, która przebiła nawet Cage'ów i innych Van Diselów. Koszmarny wątek miłosny, kilka absolutnie niepotrzebnych scen i generalnie tylko scena końcowa była równie epicka co choć fragmencik najlepszej drugiej części. Szkoda. Na plus Garcia, który coś do-ratował. 

No i generalnie i tak bije wszystko co na tej liście umieściłem. Ależ jakie tu były oczekiwania no... 



9. seria Harry Potter - jako fan książek mimo wszystko. Znaczy kiedyś no bo bez przesady, żeby się tym jarać jako 21-latek ; > W sumie trochę odrzucające jest to, że oczywiście wytwórnie z takiego mroku jaki bił od książki zrobili małą papkę dla dzieci, a jak sobie pomyślę, że większość ludzi w Polsce ogląda to z tym całym dubbingiem to aż szkoda, że taki potencjał bijący z niebanalnej przecież historii został zaprzepaszczony. Na plus dwie ostatnie części o dziwo bo po Yetesie to się chyba nikt niczego dobrego nie spodziewał. Taka powinna być cała seria, a nie to coś dla przedszkolaków jak na początku. Ale wiadomo, pieniądz.



10. seria Transformers - szczerze? Tu jest wszystko czego nie znoszę w amerykańskim kinie, generalny atak na najprymitywniejsze instynkty ludzkiego ciała. Bay w najczystszej postaci. No ale czego się też spodziewać po filmie w którym największą gwiazdą jest dupa Megan Fox? Podobno jeszcze jest dwójka i trójka do mnie trochę przeraża. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz