I serio zachęcam do dyskutowania, internet to nie tylko porno i zdjęcia na fejsbuku, można się też komunikować i z czymś nie zgodzić np. Fajna sprawa, polecam.
TOP 10 najbardziej przereklamowanych aktorek i aktorów.
Boże, samo zdjęcie dużo tłumaczy, kocham je.
2. Keanu Reeves - tak jak Cage'owi nie można odmówić potencjału tak tutaj potencjału po prostu nie ma. Nie wiem jaki zbieg okoliczności sprawił, że wybił się na same szczyty Hollywood, ale mogę jedynie podejrzewać, że to kwestia doboru ról w głośniejszych filmach sensacyjnych, które przynosiły niezłe zyski, a następnie wybijanie sobie w ten sposób systematycznie nazwiska. (Na Fali czy Speed). Właśnie to go wybija trochę ponad Cage'a, że on wykorzystuje to co ma od bozi w stu procentach i niczego nie marnuje. W sumie całe szczęście, że jak już miał nie spieprzyć filmu to go nie spieprzył (choć nic od siebie nie dodał) i chwała mu za to. Matrixa czy Adwokata Diabła nie dało się co prawda zawalić, ale w Constataine czy inny 'Dniu w którym zatrzymała się ziemia' nawet nie było źle. (dobra, zjebał w Draculi, żeby nie słodzić) Szkoda, że ostatnie lata to już same śmiecie przeważnie. Z dala ode mnie w każdym bądź razie. Sfinksowa mina.
3. Tom Cruise - nie tylko za paskudny charakter i generalną głupkowatość w życiu prywatnym się go nie lubi (radzę poczytać o tym czym jest scjentologia: http://pl.wikipedia.org/wiki/Scjentologia#Poziomy_Thetanu_Operacyjnego_i_incydent_Xenu ), ale po prostu strasznie przechwalonym gościem ów jegomość jest. Tutaj już jest trochę ciężej za coś zgnoić bo po prostu Cruise miał naprawdę świetne momenty w karierze i należy go za to pochwalić (Rain Man! Jerry Mcguire! powiedzmy Wywiad z Wampirem, Magnolia czy Ostatni Samuraj nawet), jednak łatka 'najlepszy aktor na świecie' to trochę zabawna sprawa. Prawdopodobnie powstała w kraju zwanym Ameryką gdzie pan Tom jest uosobieniem krajowej dumy i związanego z tym patosu. Urodzony 4 Lipca czy Top Gun chociażby. Nie, żeby to były jakieś paści, ale trochę to za bardzo z drogimi obywatelami USA to wstrząsnęło i w pamięć zapadło. A główna prawda jest taka, że nie zagrał nigdy nic wybitnego jak na swoją renomę, po prostu. Na pocieszenie polecam minirólkę w 'Jajach w Tropikach', super sprawa.
4. Patrick Swayze - a tu krótko i na temat: gościu zagrał w dwóch filmach po których płeć przeciwna do mojej ma mokro w majtach nie grając nic wielkiego i stał się legendą na wieki wieków. Jakie to proste, a jakie trudno zarazem no nie? Wiadomo, że o 'Uwierz w Ducha' i przede wszystkim 'Dirty Dancing' chodzi.
5. Bruce Willis - legendarny uśmieszek (zdj.), człowiek stal i mistrz docinek, tak w skrócie, prawdopodobnie gdyby zrobić pochód przez ulice i zapytać o ulubionego aktora to co trzeci powie, że Willis i w sumie człowieka uwielbiam, ale umówmy się: mimo, że legenda to fakt, ale jednak do geniuszu trochę daleko. Bo choćby miał niesamowitą umiejętność wybierania sobie kultowych filmów to praktycznie nigdy nie jest bóstwem na miarę Nicholsona w Lśnieniu gdzie zachwycamy się każdym ruchem rzęsą. W każdym bądź razie: kochamy i będzie kochać. Choćby za samo 12 małp, Pulp Fiction, Sin City czy Szósty Zmysł. No i John McClane rzecz jasna.
6. Samuel L. Jackson - 'o boże, jak bardzo pojechał po bandzie, walnął samym Julesem'. Już za samego Julesa na liście go nie powinno być. No i jest w tym trochę prawdy, ludziom, którzy patrzą tylko na pogrubione rzeczy już dziękujemy, niech się oburzają i prychają. Chciałbym tylko odnieść, że zostawiamy początki i wspaniałe role w 'Czasu Zabijania' czy 'Długim Pocałunku na Dobranoc'. Po prostu Jackson od kilku lat jedzie po nazwisku niczym Cage z tym, że przeróżne 'Węże w Samolocie' czy te wszystkie role w filmach o superbohaterach nie oddają jego talentu. Więc Samuela zostawiamy w spokoju tylko ostrzegamy, że może więcej i powinien.
7. Angelina Jolie - przechodzimy do pań, a tu ciężka sprawa bo mnie jako osobnik płci męskiej ciężej skrytykować taką piękność z tymi jej pompowanymi (?) ustami. Powiedzmy sobie uczciwie: 90% fanów jej aktorstwa to fajni przeróżnych tzw. wdzięków. Pozostałe 10% w sumie wcale nie żyje na jakimś Marsie bo 'Przerwana Lekcja Muzyki' choćby to było COŚ, a 'Oszukaną' też pamiętamy dobrze. Z tym, że w sumie to chyba tyle, a lista średniactwa rośnie z każdym rokiem, a 'Turysta' czy 'Pan i Pani Smith' to typowe atakowanie szerszego grona fanów-wdziękowców. Na pewno można coś z tym zrobić.
8. Sandra Bullock - każdy ją lubi (w tym oczywiście ja) bo jest niesamowicie pozytywnie nastawioną postacią, a urokiem osobistym mogłaby obdzielić pół kraju. Szkoda tylko, że szanowna Akademia musi jej przyznać Oscara wyłącznie z litości (najbardziej naciągana nagroda ever) bo okazji już chyba by nie było. Każdy uwielbia jej role w komedyjkach typu 'Miss Agent' (legendarny 'świński uśmieszek), ale tylko przy jakiejś kompletnej niewiedzy można ją zaliczyć do KANONU (lol2) tych największych i najwspanialszych. Choć 'Miasto Gniewu' zawsze spoko.
9. Julia Roberts - wielki uśmiech i pozytywny przekaz, ale za to mało charyzmy. Raczej królowa komedii romantycznych i zawsze się tak będzie kojarzyć, ale oprócz 'Pretty Woman' nic wielkiego w tej materii się nie ostało, Potrafi być drapieżna i ostra jak w Erin Brockovich, ale za mało takich przebłysków, a światu pozostało tylko nazwisko chyba zanadto spopularyzowane przez wielki uśmiech wymieniony na początku.
10. Marylin Monroe - ktoś tam pewnie podskoczył do góry, że to aktorka w ogóle, ale to prawda. I to dość dobra aktorka, a 'Pół Żartem, Pół Serio' to jedna z najbardziej uroczych rzeczy jaka mi się przytrafiła. No więc dlaczego? No bo wiemy jaki ma status w historii, jaką wielką postacią była, a jak bardzo ją to przerosło i to naprawdę smutna historia. (serio radzę poczytać o niej trochę) Nie obrazi się mimo wszystko jak napiszę, że aktorką wszech czasów jest uznawana wyłącznie z niesamowitego stylu i klasy połączonej z klasyczną pięknością. Bo aktorką wszech czasów jest Audrey Hepburn, KONIEC KROPKA. A która była piękniejszych to już tam kwestia gustu ;)
bonusik: trochę złapałem się za głowę widząc Deppa na 3. miejscu w rankingu filmwebu. Rozumiem piszczące panie, tak Dżony jest geniuszem, pieprzonym geniuszem. Z tym, że ma jedną wadę, która niestety każe go dać półkę niżej od przeróżnych De Nirów czy Hoffmanów. Jest aktorem typowo komediowym i dużo słabiej mu wychodzą role dramatyczne. Jest wszechstronnym gościem, a milion charakteryzacji robi swoje, ale niestety przy płakliwych scenach już nie ma tak dobrze jak przy 'Sparrowaniach'. Jeśli to poprawi niech śmiało utrzyma swoje 3-cie zaszczytne miejsce.